Varia

Wysmarowane relacje

Relacja z XIII zjazdu Akademii Teatru Alternatywnego

Zjazd XIII
Festiwal Teatralny „Mezalians”

18–21 sierpnia 2016
Kamieniec Ząbkowicki

Kamieniec chłopcy, Kamieniec!

Dużo ostatnio zapominam, jeżli chodzi o wydarzenia w trakcie zjazdów, poza tym nie sposób spisać wszystkiego, co działo się podczas naszego kamienieckiego Mezaliansu. Dlatego łatwiej będzie mi napisać o tym, czego na pewno nigdy nie zapomnę ;)

Nie zapomnę tego, że choć byłem wicedyrektorem festiwalu, ludzie kojarzyli mnie głównie z funkcji „klucznika” szkoły, w której nocowaliśmy.

Nie zapomnę setek maili i telefonów, dziesiątek godzin spędzonych na rozmowach koordynatorów na Skype’ie.

Nie zapomnę wyprawy z Alą, Igą i Domi o 3 w nocy do parku pałacowego w celu sprawdzenia fontanny dla Jacka Hałasa. W pewnym momencie, gdy szliśmy wąską dróżką, Domi skręciła prosto w chaszcze, otworzyła stojącą parę metrów dalej skrzynkę z elektrycznością, wyjęła latarkę i coś tam zaczęła grzebać. Zbici z tropu przyglądaliśmy się tej jakże niecodziennej scenie. W pewnym momencie za naszymi plecami, ze środka parkowego jeziorka wytrysnęła kilkumetrowa fontanna. Potem mieliśmy czekać, aż ta się „nagrzeje” i w pełnej okazałości stanie w pełnym świetle. Strażak, który nam towarzyszył najpierw mówił, że fontanna nagrzewa się mniej więcej półgodziny do godziny. Po trzydziestu minutach, gdy zdążyliśmy obejść całe jeziorko, stwierdził, że jednak, że by w pełni się nagrzała, musimy zaczekać… cztery albo pięć godzin. Zapytaliśmy wówczas Domi o co tak naprawdę chodzi z tą przeklętą fontanną i co my robimy o 4:00 w nocy w parku pałacowym, patrząc jak co kilka minut fontanna rośnie niemrawo o parę centrymetrów, a zamiast pełnego oświetlenia u jej podstawy tli się żółta plamka, która powinna oświetlać ją całą. Odpowiedź Domi brzmiała mniej więcej tak: „Jacek Hałas wymyślił sobie, że w pewnym momencie swojej przemowy klaśnie w dłonie i podświetlona fontanna wytryśnie w jedym momencie w górę. Sprawdzamy, jak długo musimy czekać”. Wybuchnęliśmy śmiechem – sytuacja była absurdalna. Zaczęliśmy sobie wyobrażać, jak Jacek klaska w dłonie i po pięciu godzinach stania nieruchomo i czekania na nagrzanie się fontanny krzyczy „Tadam”! Do tego niezapomniany kompan, czyli miejscowy strażak rozmawiający przez krótkofalówkę z bazą na błoniach: „Halo gniazdo. Tu orzeł”, który okazał się niezwykle aktywną i zaangażowaną osobą, dorównującą tężyzną fizyczną, oddaniem pracy i działności na rzecz ludzi niejednemu z prowadzących warsztaty podczas naszych zjazdów.

Nie zapomnę zasypiania około 4:00 i wstawania po 7:00. Festiwal odsypiałem przez dwa dni.

Nie zapomnę, jak Domi nie spała przez cztery dni. Ala, która mieszkała z nią w pokoju w Tęczy, powiedziała, że jednej nocy Domi przyszła o 5:00 rano, obudziła się po godzinie i pobiegła dalej, albo że w ogóle nie wracała na noc. Ciekawe ile ona odsypiała? I czy w ogóle?! Kobieta ze stali.

Nie zapomnę, jak podczas piątkowej fuzji doszło do muzycznego mezaliansu lokalnej rockowej kapeli oldboyów, wywołanego ze sceny Jacka Hałasa, który zasiadł do pianina i naszego Damiana Droszcza, który, improwizując liryczny tekst, podbił serca kamienieckiej publiczności. Reggae, rap, rock – nie było dla niego gatunku, czy tematu, którego by nie zaśpiewał. Kiedyś pisywał teksty dla swojej kapeli.

Nie zapomnę akrobatycznych popisów pluszowych misiów w Toy Toy Circus Show naszego niepowtarzalnego klauna Rufiego Rafiego. W trakcie swojego występu mówił przez mikroport, z powodu pogłosu w Tęczy prawie nie można było go zrozumieć. Dopiero w ostatnich minutach obsunął mu się mikroport i okazało się, że o wiele lepiej słychać go bez sprzętu nagłaśniającego.

Eduardo González Cámara

Nie zapomnę też tańca niedźwiedzia polarnego oraz jajek latających nad głowami dzieci w spektaklu Teatru Most, czyli Oleha i Nastii, którzy oczarowali dzieci i dorosłych.

Eduardo González Cámara

Nie zapomnę, jak z momencie oficjalnego przenoszenia i sadzenia gruszy Marianny Orańskiej, niesionej przez Alę i Wójta, z sadzonki spadła jedna jedyna gruszka, jaka na niej wisiała. Jacek Hałas przewiózł ją w nienaruszonym stanie spod Zielonej Góry do Kamieńca, a ta nie wytrzymała kilku metrów na błoniach.

Eduardo González Cámara

Nie zapomnę, jak jednego wieczora Damian Borowiec zorientował się, że między 7:00 rano a 11:00 jest luka czasowa, podczas której nikt nie pilnuje całego sprzętu nagłośnieniowego, który pozostał na błoniach.

Nie zapomnę kolejnego poranka, gdy będąc na warcie z Alą, obserwowaliśmy nastający dzień, a ona ćwiczyła na gitarze utwory do występu projektu „Ala i Jola” (od 7:00 do 7:30 dyżur pełnił Damian Borowiec, a około 9:00 zmienił nas jeden z aktorów od Damiana Droszcza).

Nie zapomnę koncertu „Ali i Joli”, czyli duetu szefowej Ali Brudło oraz koordynatorki komunikacji Iwony Koneckiej, grającego w stylu muzycznym określanym przez same artystki jako „angel rock” (Ala śpiewała w stylu „angel”, a Iwona zwana Jolą „rock”). Ich największe hity to: cover zespołu Imaginary Dragons (ze specjalną dedykacją dla François), Radioactive oraz autorski kawałki Iwony. Nie zapomnę, jak Ala śpiewała solo jedną piosenkę po angielsku, a lokalne dresy, które stały wokół mnie wyły kpiąco: „Eeee, nic nie rozumiem!”, ale po skończeniu piosenki byli zachwyceni, mówiąc między sobą: „Ja, ale zajebiście śpiewa. Aż miałem ciary”.

Nie zapomnę, jak Ewa w sukience księżniczki zaśpiewała w księżniczkowym stylu „Kamieniecki walc” podczas jam session.

Nie zapomnę, jak Davit Baroyan wprowadzał dyktaturę wśród kierowanych pod sobą wolontariuszy. Żartuję, było nieźle jak na pierwszy raz Davit! Ale krzykiem i musztrą raczej nie powinno się kierować wolontariuszami :)

Nie zapomnę widoku prawie tysiąca widzów podczas Grande Finale i mojego zachwytu, jaki wywołały pałac, poziom artystycznym i techniczny wydarzenia. Przez chwilę miałem wrażenie, że jestem na jakimś festiwalu we Francji, a nie gdzieś we wsi Kamieniec Ząbkowicki na Dolnym Śląsku.

Eduardo González Cámara

Nie zapomnę codziennych spotkań szefostwa o 8:00, koordynatorów o 8:30 i całej Aty o 9:00.

Eduardo González Cámara

Nie zapomnę (autoreklama) grania naszego [Teatru Nowego] spektaklu w katakumbach Czerwonego Kościółka. Mieliśmy widownię z pięciu stron: z każdej z czterech stron na dole, a do tego widzów oglądających nas z góry przez kratę wpuszczającą na dół światło!

Eduardo González Cámara

Nie zapomnę, jak w niedzielę, ostatni dzień festiwalu, kiedy miał odbyć się całodzienny jarmark na błoniach, całe błonia tonęły w wodzie, przez wieczorną i nocną ulewę. Sztab kryzysowy zadecydował o przeniesieniu wydarzeń do Tęczy i Czerwonego Kościółka. To była słuszna decyzja!

Nie zapomnę, jak większość z nas wyjechała w niedzielę wieczorem powrotnym busem do Goleniowa, oprócz jednej osoby – Sofo, pochodzącej z Gruzji wolontariuszki z Bramy. Odjazd planowany był wstępnie na 22:00, ale ostatecznie postanowiono, by wyjechać o 20:00, przez co Sofo, która pomagała przy demontażu w lesie, „została na lodzie”. Gdy o umówionym czasie udała się z bagażami do autobusu, zastała puste miejsce parkingowe. Tego dnia Krzysiek Gmiter z Teatru 6 i pół zgubił klucz od swojego busa, który udało mu się dorobić dopiero w poniedziałkowe popołudnie (jeśli chodzi o niezapominanie chwile zapewne całe 6 i pół długo będzie pamiętań kilkugodzinne zawirowań z kluczem).

Nie zapomnę Dragon Factory i pracy z François („Fransuła”). Widziałem, jak ze szkicu i niewielkiego owalu, na który składały się trzy wiklinowe patyki połączone taśmą malarską, powstał kilkumetrowy smok lampion – gwiazda Grande Finale i bohater nowej kamienieckiej legendy.

Eduardo González Cámara

Nie zapomnę, jak na kilka godzin przed Grande Finale otrzymałem od Jacka Hałasa zadanie (znów zgłosiłem się jako wolontariusz), by przetłumaczyć legendę o smoku napisaną po angielsku przez François. Sześć stron łamanej angielszczyzny z elementami francuskiego stało się twardym orzechem do zgryzienia: dla mnie, Ewy i pomagającej nam odszyfrować hieroglify Justynie (François oczywiście pisał ręcznie...). Ten to ma wyobraźnię! Na szczęście udało się dotrzeć z tłumaczeniem na czas. Gdy dotarłem z kartkami do Pałacu Domi zakomunikowała przez krótkofalówkę: „Goniec dotarł na Pałac (x2)”.

Nie zapomnę przyjazdu grup w środę i widoku około stu pięćdziesięciu osób, w większości widzących się po raz pierwszy w życiu, a doskonale rozumiejących się, jakby znali się od lat.

Nie zapomnę towarzyskiego meczu piłki nożnej: Akademia Teatru Alternatywnego vs mieszkańcy Kamieńca Ząbkowickiego. Mecz zakończył się pokojowym i satysfakcjonujących wszystkich remisem 7:7. Przez większość meczu wydawało nam się, że idzie nam całkiem nieźle. Gole padały również od strzałów Ani Sadowskiej i Oli Knaś. Plotki z murawy jednak głoszą, że w ostatnich minutach jeden z kamienieckich piłkarzy powiedział do drugiego: „Dobra, jedziemy”, po czym padło kilka goli na naszą bramkę. Mega wsparcie z trybun i niezwykle komiczne rzuty karne (np. kilkanaście kobiet plus Rufi z czerwonym nosem broniący strzału piłkarza z Kamieńca).

Eduardo González Cámara

Nie zapomnę, gdy na zakończeniu festiwalu w Czerwonym Kościółku Wójt wywołał mnie na scenę, uścisnął rękę i powiedział „Panie Dominiku – dobra robota”.

Eduardo González Cámara

Nie zapomnę przeeeeeeepysznych obiadków gotowanych pod okiem Agi i podjadania wege potraw i past kanapkowych przez mięsożerców. Wykarmić tyle wygłodniałych brzuchów o różnych preferencjach żywieniowych wcale nie jest tak łatwo. Brawa też dla ekipy kuchennych pomocników!

Nie zapomnę, gdy na dzień przez czwartkową, otwierającą paradą mieliśmy z Jackiem Pankiem, Darkiem Mikułą, Domi i Alą spotkanie z komendantem policji, który oznajmił, że przez pomysł Jacka Hałasa (który w trakcie festiwalu otrzymał przydomek „Jacek Chaos”) na trzy (w praktyce cztery) nurty parady idące z różnych stron Kamieńca paraliżujemy w godzinach szczytu całą wieś. Poza tym jeden z nurtów wchodzi w pewnym momencie na drogę wojewódzką, a my nie mieliśmy pozwolenia na zablokowanie tej drogi (nie z naszej winy). Dzięki niesamowitym policjantom i strażakom wszystko poszło zgodnie z planem. Gdyby komendant stwierdził, że się po prostu „nie da” pewnie parada nie wyszłaby tak niesamowicie.

Eduardo González Cámara

Nie zapomnę, jak życzliwi byli mieszkańcu Kamieńca. Ku naszemu zdumieniu uśmiech nie schodził z ich twarzy, a spokój i otwartość zachęcały do kontaktu i dialogu.

Nie zapomnę, jak Ala jako szefowa festiwalu przemawiała na żywo. Urodzona mówczyni! Złotousty „Złoty człowiek” (po paradzie Złotych ludzi).

Nie zapomnę, jak duże wsparcie mieliśmy ze strony lokalnej władzy i społeczności. Lista podziękowań po festiwlau nie miała końca. Wszystko dzięki pracy Dominiki, bez której nie byłoby tych wszystkich lokalnych kontaktów, pozwoleń.

Nie zapomnę parady Kobiet-jeleni i Ludzi-dzików oraz połączenia wszystkich parad na błoniach. Najbardziej szkoda było mi Kobiet-jeleni, które musiały przejść trzy kilometry na szpilkach.

Eduardo González Cámara

Nie zapomnę spektaklu Teatru Jestem. Prawdziwe aktorstwo z prawdziwymi emocjami. I rola czarnego charakteru granego przez Damiana D., który szarpał swoją aktorkę siedzącą na wózku inwalidzkim.

Nie zapomnę zabaw z krótkofalówkami. Podobno mają zasięg 50 km!

Nie zapomnę uczucia, gdy patrząc na młodzież, który przychała na festiwal, by się dobrze bawić i wypoczywać, zobaczyłem siebie z początku drogi z teatrem. Teraz to ja byłem organizatorem festiwalu, w dodatku tak wyjątkowego.

Nie zapomnę tego, jak nam w zasadzie wszystko, co sobie założyliśmy, się udało. Nie było większych kryzysów, kłótni, drobne niedociągnięcia były rozwiązywane od razu, a ludzie mieli czas na pracę i na oglądanie spektakli, wieczorne imprezy czy chwilę na oddech i wypoczynek przed dalszym działaniem (Nie mówię o to Domi, która jako pierwsza otworzyła bramę wjazdową na teren Szkoły i to ona jako ostatnia ją zamykała, będąc przy tym w akcji dosłownie przez 24 godziny na dobę. Ojczyzna potrzebuje takich ludzi! Serio. Chociaż odpoczynek też jest ważny.) Momentami było nawet lepiej niż przewidywaliśmy. Ata oraz Kamieniec (zarówno ludzie, jak i miejsca) okazały się być niezwykle udanym połączeniem. Dla samej ekipy Aty organizacja i realizacja Mezaliansu były wielkim sprawdzianem, dzięki któremu można było nie tylko zobaczyć, jak kto funkcjonuje na scenie, podczas warsztatów, ale też jak radzi sobie z bardziej przyziemnymi wyzwaniami.

Eduardo González Cámara

Nie zapomnę, jak nie wiedziałem co odpowiedzieć wójtowi, gdy ten zapytał mnie o przyszłoroczną edycję festiwalu. Jest tu może jakiś rzecznik prasowy?

A ty co zapamiętasz z Mezalianasu? ;)